Po 8 dniach po terminie i kilku dniach spędzonych w szpitalu mój synek wreszcie pojawił się na świecie.
Mały uparciuch nie spieszył się, dopiero po 3 dniach jak usłyszał od lekarza, że w Wielką Sobotę podejmą próbę wywołania porodu się namyślił. W Wielki Piątek po południu zaczęły się skurcze, o 1 w nocy wielkanocny kurczaczek leżał już u mamy na brzuszku.
Niestety musieliśmy spędzić w szpitalu trochę więcej czasu niż planowaliśmy. Do domu trafiliśmy dopiero 24 kwietnia. Czułam się jakbym w szpitalu leżała miesiąc a nie trochę ponad tydzień...Ale szpital to odrębna, długa i niezbyt miła historia :/