Ach, cóż to był za dzień! Od początku bardzo intensywny, w biegu, ale daliśmy radę. Wyszkoliliśmy się z mężem i teraz spokojnie możemy oczekiwać na nasze drugie Maleństwo Cóż takiego się działo?
Pannę Marię oddaliśmy prababci, a sami pojechaliśmy na warsztaty z wiązania chust. Mąż marudził, że długo, że płatne, ale jakby słowem się nie odezwał, byłabym bardziej zdziwiona. Mniejsza o większość... Warsztaty odbywały się w mojej szkole rodzenia pod czujnym okiem fizjoterapeutki a zarazem doradcy noszenia. Grupa mała, bo 3 kobietki i my, co wyjątkowo było mi na rękę. Każdy więc miał na swój użytek i chustę, i lalkę Skupiliśmy się głównie na dwóch wiązaniach - kangurek i kieszonka - i to je intensywnie ćwiczyliśmy. Kieszonkę już wypróbowałam na innym pokazie i tak naprawdę nie sprawiała ona żadnych problem...
[ dalej ]