Zakładam ten wątek dla przyszłych mam, aby wiedziały że poród nie koniecznie musi kojarzyć się z bóle. A to moja historia:
Lekarz w dzień terminu położył mnie w szpitalu bo miałam starzejące się łożysko. Na wieczornym obchodzie pielęgniarka mówi - proszę tylko dzisiaj nie rodzić bo pan doktor jest strasznie zmęczony. O 23.00 odeszły mi wody. Zaraz przeszłam na sale porodową. Telefon do męża, bóle zaczęły się równo o północy. PRzyszedł mąż, dostałam leki na przyspieszenie - raz dwa i rozwarcie 9 cm. To była godz.2. Drugi lek ja zaczęłam odjeżdżać a tu nic. Skurcze rzadziej i jakos tak uciekały. Koło 4.45. położna raz kazała mi przeć i wtedy masowanie szyjki - o dziwo nic nie bolało. I w końcu 5 minut później usłyszałam no to teraz przemy. O 5.35 urodziłam Asię - 3140 i 51 cm. Po porodzie mój mąż: Boże ale ja jestem głodny:)
Chwilę potem lekarz mnie zszywa, a ponieważ mała bardzo mnie porozrywała więc trochę to trwało. Mój mąż w końcu wypalił: Panie doktorze zszywa pan moją zonę i zszywa - nie za długo...Lekarz do tej pory pyta czy mąż juz się najadł i czy zadowolony jest jak mnie zszył;)
Nastepnego dnia na dyżurze lekarz do mnie: ale jesteś, prosiła pielęgniarka abys dziś ni rodziła. Ja na to: przecież po 1. nie ja o tym zdecydowałam a po 2. urodziłam następnego dnia:)