Jestem zła. Właściwie od kilku miesięcy o to samo. Mój mąż się zapomina! Wraca z pracy, oczekuje ciepłego obiadu, a po nim... odpoczynku. Oczywiście ja proszę, by zajął się córką, żebym też mogła odpocząć i wtedy się zaczyna... A kiedy to on niby ma odpoczywać. A on ciężko pracuje. A ja to tylko wymagam i się czepiam....
No jasne, baba w domu nic nie robi! Chałupa sama się sprząta, pralka sama nastawia, obiad sam się gotuje, a dziecko? Samo siebie pilnuje, podczas gdy mama w tym czasie leży i ładnie pachnie. Hola, hola, moja praca też jest wyczerpująca, a szefuncio każe się na rękach nosić. Poza tym płaci w uśmiechach, a nie kasą, więc nawet nie mogę kupić sobie nowego ciucha. To chociaż mąż by mnie docenił...
Na domiar złego mąż robi sobie tzw. wychodne, a ja siedzę sama z córką. Gdy ja chcę wyjść, to on już taki chętny do siedzenia nie jest. Zaraz marudzi, ze dziecko psoci, nie chce się z nim bawić i że on oczywiście NIE ODPOCZYWA! Stała śpiewka. Ale już mu zapowiedziałam, ze gdy druga córa się urodzi, to niech nie myśli, że będę jego niewolnicą. Mam zamiar od początku przyzwyczajać dziecko do swoich nieobecności tak, bym w przyszłości mogła wychodzić z domu bez dziecka/dzieci. Niech Pan Mąż poczuje się do swoich obowiązków, a co!