Efektem tego jest wysprzątany regał, który za dwa tygodnie powinien już być wypełniony świeżo wypranymi ubrankami naszych córeczek

Prasowanie też trochę zajmie. Nie oszukujmy się - wyszłam z wprawy w zabawach żelazkowych z tak małą rozmiarowo garderobą. A jeszcze z plątającą się między nogami panną M. będzie to podwójne wyzwanie! Ponieważ średni czas drzemek pierworodnej to jakaś godzina, półtora, to wyliczyłam, że samo prasowanie zajmie mi tydzień. W tzw. międzyczasie będę musiała rozwiązać problem szafkowy, czyli gdzie i jak upchnąć te wszystkie ubrania, by nie zabrać miejsca na rzeczy Marysi. To jest chyba gorsze niż samo prasowanie biorąc pod uwagę fakt, że szafki nie chcą się rozmnożyć proporcjonalnie do ilości namnażających się ciuszków

Jest jeszcze jedna sprawa, która ostatnio odżyła na nowo. Sprawa torby szpitalnej, a właściwie to trzech toreb (porodówka, położnictwo, wypis dziecka). Wydawało mi się, że poza ubraniami dla Malutkiej mam wszystko przygotowane. Z błędu wyprowadziła mnie 'ściągawka' ze szkoły rodzenia, na której ujęto wytyczne mojego szpitala. I, o zgrozo, okazało się, że posiadam zaledwie 1/4 wymaganej zawartości. Te całe pierdółki, w które miałam zaopatrzyć się na samej końcówce ciąży, są znacznie ważniejsze niż przewidywałam. A, by mieć spokojne sumienie, że nie pozostawiłam mężowi tego bajzlu, muszę w najbliższym czasie uzupełnić całe pakowanie.
Tym sposobem lista zadań rośnie zamiast maleć. Miało być lżej, bom niby mądrzejsza o doświadczenia z pierwszym dzieckiem, a jest tak samo - tyle by było z doświadczenia
