Pewnie, że dobrze, że reagują, ale w moim przypadku jest tak, że ja wściekła tłumaczę Frankowi, że ma nie przechodzić przez drogę jeśli nikt dorosły się nie upewni, że nic nie jedzie a teściowie podchodzą, odciągają go ode mnie (bo skoro dziecko płacze, to znaczy, że matka mu krzywdę robi
) i chwalą za to, że tak ładnie przeszedł, albo prowadzą go znowu na drugą stronę... To co on z tego zapamięta? Że mama zła, bo nie pozwala, a z dziadkami można się fajnie bawić...
Takich sytuacji mamy mnóstwo... Ciekawa jestem tylko, co powiedzą, jak stanie się coś poważnego... Już kilka razy usłyszałam, że to my (ja i mąż) go tak wychowaliśmy... (kiedy np. uderzył babcię lub dziadka; tylko żadne z nich nie raczy zauważyć, że jak mnie któreś z dzieci próbuje uderzyć, to je odsuwam od siebie a oni w takiej sytuacji śmieją się w głos "łaa, ale mnie Tosia uszczypała!"...)
Już kilka razy zauważyłam, że jeśli Franek wie, że babci ani dziadka nie ma na podwórku, jest sam ze mną albo tatą, to nie podchodzi nawet do bramy. Jeśli oni na niego patrzą- potrafi otworzyć bramę i wybiec przed nią (a do ulicy mamy z górki, więc jakby się rozpędził, to mógłby nie wyhamować
)
Więc OK, reagujmy, jeśli dziecku dzieje się krzywda, ale na litość boską, nie pozwalajmy na niebezpieczne zachowania tylko dlatego, że jeśli tego dziecku zabronimy, to się rozpłacze...