Atopowe zapalenie skóry, to problem z którym przyszło nam się zmierzyć już w zasadzie po narodzinach Lenki.
Początkowo wyskakiwały niezidentyfikowane krostki na twarzy, które potem zajęły również rączki, zaczęły pojawiać się "odparzenia" w zgięciach i fałdkach. Nie przegrzewaliśmy Lenki, dmuchaliśmy i chuchaliśmy na nią z każdej strony, więc o co chodzi?
Skończyło się na wizycie u pediatry- alergolog. Diagnoza pani doktor była jasna, choć oglądała naszą córkę zza swojego biurka, przez ubranie. Łojotokowe zapalenie skóry. Na recepcie owa pani doktor wypisała steryd - do smarowania twarzy rzecz jasna.
Zapaliła mi się czerwona lampka, jak to? Przecież NIE wolno stosować sterydu na skórę twarzy! Przejrzałam tysiące forów, przeczytałam niezliczoną ilość artykułów i książek. Od razu nasunęła mi się myśl AZS, to coś na co cierpi moje dziecko. Odsuwałam od siebie tą myśl w najdalsze zakątki głowy, przecież nie jestem lekarzem, więc nie mogę postawić diagnozy.
Udało się, dostałyśmy się w końcu do alergologa z prawdziwego zdarzenia. Starszy pan, profesor, obejrzał starannie naszą Lenę centymetr po centymetrze. Przeprowadził bardzo szczegółowy wywiad i moja hipoteza się potwierdziła. Niestety.
Może nie jest to choroba, która stanowi zagrożenie dla życia, ale życie z nią jest już zdecydowanie ciężkie.
CDN.