WAGA
Ciążę ukończyłam z wynikiem 73,1 kg, co dało w sumie +14,5 kg. Ostatnie 1,1 kg zafundowałam sobie w szpitalu, leżąc na patologii i jedząc z nudów. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że jedną z moich ostatnich zachcianek był Snickers w ilości 3 dziennie. Tak utuczyłam siebie i dziecko
Do domu wróciłam niewiele chudsza. Najwyraźniej zapomniałam już, że ja w szpitalu nie mam w zwyczaju zostawiać większych ilości nadbagażu. Ale jednak z każdym dniem zaliczałam jakiś spadek. I tak, na chwilę obecną, moja waga oscyluje wokół 64 kg.
Za cel obrałam sobie 54 kg, ale wszystko zależy od tego, jak waga zgra się z wymiarami. Równie dobrze mogę mieć wymarzone obwody przy wadze wyższej lub niższej. Na razie do chrztu Heleny życzyłabym sobie jakieś 60 kg. A że chrzest będzie bliżej września, to może uda się pozbyć tych niecałych 4 kg.
WYMIARY
O ile z Marysią udało mi się zmierzyć poszczególne obwody, o tyle z Heleną nie zdążyłam. Zupełnie nie pomyślałam, by 17-go, kiedy to szłam do szpitala, pomierzyć się i mieć do czego się odwołać. A ostatnie pomiary zrobiłam 30-go kwietnia! Największe spadki zaliczyłam oczywiście w talii, brzuchu i łydkach. Brzuch na pewno dobił do 111 cm (tyle było z M.), jeśli nie więcej. Teraz mam 91 cm, a nie ukrywam, że marzy mi się 75 cm... Pewnie będzie to kosztowało mnie wielu wyrzeczeń, ale spróbuję zawalczyć. Talia z ponad 90 zeszła do 81 cm. A łydki, które to na końcówce zrobiły mi się jak balony mierząc prawie 39 cm (to akurat sprawdzałam na bieżąco), zeszły do ok 35 cm. Reszta mnie zmniejszyła się o dosłownie centymetr lub dwa...
Cóż, priorytetem jest brzuch, który nadal wygląda na 20. tc, czyli tłuszczyk dobrze się zakonserwował. Poczekam na spokojnie do końca połogu, a potem wdrożę sobie jakieś ćwiczenia na tyle, na ile pozwolą mi dziewczyny
Jak nie, to trudno. Może nauczę się z nim żyć w symbiozie