Maciek zaczął 4 tydzień życia. Rodzina i znajomi zaczęli nas intensywnie odwiedzać, od 3 dni mamy codziennie gości, a to dopiero początek. Fajnie, że odczekali, aż mały zaklimatyzuje się w domu a ja dojdę do siebie po szpitalu (a było po czym).
Pobyt w szpitalu wspominam różnie, zależy o którym oddziale mowa. 6 dni po terminie trafiłam na patologię ciąży. Tam spędziłam 3 dni. Położne w miarę sympatyczne, wszystko ok (poza jedzeniem standardowo). Na porodówce też wszyscy mili pomimo tego, że dużo kobiet rodziło w tym samym czasie i wszyscy byli zapracowani/zabiegani. Za to na połogu po porodzie było strasznie! Jako młoda mama pierwszego dziecka byłam przerażona tym co się tam działo, jak zachowywały się i odnosiły w stosunku do mnie położne (było kilka wyjątków, ale to na prawdę może 2-3 miłe panie) i tym że nie mogę liczyć na żadną pomoc, wskazówki, nic. Teraz jakbym trafiła na ten oddział drugi raz już bym wiedziała co i jak robi się z nowonarodzonym dzieckiem, jak wszystko wygląda, przy pierwszym porodzie nie miałam pojęcia. Do tego bolące pozszywane krocze, zmęczona po nocnym porodzie, a później nocnym wstawaniu. Jak się okazało, że musimy zostać dłużej niż przewidziane 2 dni to pół dnia nie mogłam się otrząsnąć i myślałam za jakie grzechy...Do tego święta wielkanocne w pełni, a ja w sama w szpitalu. Mąż zaglądał, ale wpadał na trochę a resztę dnia spędzałam sama z maluszkiem. Nie chce mi się dokładniej opisywać co i jak się tam działo, bo nie chce mi się o tym myśleć. Wiedziałam, że początki macierzyństwa będą trudne, ale nie spodziewałam się, że z takiego powodu!Na szczęście synuś był dość grzeczny i wyrozumiały dla mamy i razem jakoś przez to przebrnęliśmy...Teraz każdy przychodzi i pyta się jak pobyt w szpitalu, a mi się od razu humor psuje...
Ten wyjątkowy czas pierwszych dni z maluszkiem jest dla mnie najcudowniejszym czasem, szkoda tylko że został przepleciony takimi niemiłymi wspomnieniami, strachem i brakiem zrozumienia...