Po godzinie 22 zaczęłam odczuwać już regularne skurcze, które nasiliły się przed samą 23. Kilka minut później nie byłam w stanie już leżeć w łóżku, a o szybkiej drzemce mogłam w ogóle zapomnieć. Dyżurna położna usłyszawszy, że mam skurcze od niespełna godziny dała do zrozumienia, żeby głowy nie zawracać. Według niej miałam czekać jeszcze godzinę, by móc stwierdzić, że są to skurcze porodowe. Kilka minut później, gdy znowu plątałam się po korytarzu, postanowiła mnie zbadać. Żeby zrozumieć, co było dalej, muszę napisać, że owa położna nie była moją ulubioną. Kobieta działała mi na nerwy i bardzo żałowałam, że to właśnie ona objęła nocną zmianę. Cóż, badanie nie było specjalnie bolesne, ale na pewno stresujące. Na tyle, że moje skurcze ustały na prawie 10 minut. Za to jak już wróciły, od razu usłyszałam: "Idziemy na porodówkę". Szybka wiadomość do męża, ekspresowe pakowanie manatków z PC i już byłam gotowa. Gotowa na cud narodzin. A właśnie dochodziła północ...
Ach, żeby to był...
[ dalej ]